Strona:Pisma IV (Aleksander Świętochowski).djvu/258

Ta strona została uwierzytelniona.

w sądzie, prawo dozwala poddawać torturze. Zastrzegam sobie ten środek w potrzebie.
Archont. Widziałeś, jak pani twoja, obecna tu Aspazya zrywała oliwki w gaju Ateny?
Traks (drżąc). Wracając od strony gaju, niosła raz kilka oliwek.
Archont. Ale czy widziałeś, jak je zrywała?
Traks. Zdaleka.
Perykles. A ile ci zapłacono, ażebyś widział?
Traks. Nic, panie.
Perykles. Proszę, ażeby go wzięto na tortury.
Traks (klękając). Litości, panie, czcigodni sędziowie, ja nie widziałem... świętego gaju podły niewolnik znieważać nie może... patrzyłem zdaleka... Zacni obywatele powiedzieli, że zrywała oliwki — uwierzyłem, bo dlaczegóż śmiałbym wątpić.
Perykles. Zrzekam się tortur.
Traks. Ja nic nie wiem, biedne bydlę (wymyka się).
Archont (do Hermiposa). Masz jeszcze innych świadków?
Hermipos. Wezwałem wielu, ale nie przybyli. Zresztą mniemam, że dotychczasowi, chcąc lub nie chcąc, w zupełności oskarżenie moje poparli.
Archont. Obrońca podsądnej, Perykles, ma głos.
Perykles. Stanęła przede mną olbrzymia góra obelg i kłamstw, którą pospiesznie i pracowicie usypały języki oszalałej złości, a która ma zgnieść tę moją ukochaną żonę. Czyż ja mogę całą tę górę rozkopać,