Strona:Pisma I (Aleksander Świętochowski).djvu/027

Ta strona została uwierzytelniona.

Ponieważ Bróg ze sprzedażą ogrodu się ociągał a jednocześnie pozwolił uprawić go a nawet pustką stojący dom zająć, więc Capenko zwolna, o ile służba nie przeszkadzała, zaczął gospodarować. Kilka szczęśliwych poimek pomnożyło mu znacznie kasę, ale w 150 rublach trudno znaleźć zbawienie.
— Ty waryat jesteś — rzekł raz do niego Bróg — chcesz ogród ode mnie nabyć, ale przeciesz ziemi jeść nie będziesz, a choćbyś tych kilka morgów zasiał, to i tak ci nie wystarczy. Ja pieniędzy twoich zaraz nie łaknę, kup sobie naprzód jakie sprzęty, krowę, drobiu, trzody chlewnej.
Capenko czuł w słowach dziedzica przyjacielską radę i dlatego jej usłuchał, a nawet objawił znaczną pomysłowość. Nietylko bowiem zaczął powoli gromadzić przyszłe swoje gospodarstwo, ale nawet zamierzył spróbować przemysłu. Jako syn pasiecznika, obznajmiony z hodowlą pszczół, nabył dziesięć ulów i zaraz po otrzymaniu dymisyi miał je sprowadzić do ogrodu.
Nareszcie zbliżył się ten upragniony dzień. Kapitan zawezwał gefreitera i oznajmił mu, że wysłużywszy pięciolecie, może dalej pozostać w wojsku lub zeń wystąpić. Capenko prosił o uwolnienie. Zdjąwszy mundur i przebrawszy się w strój przesmyckiego obywatela, doznał tych samych wrażeń, jakich doznaje student opuszczający szkołę: poczuł radość, ale zarazem pewien niepokój, niepokój najprostszej zagadki: czy będzie mógł żyć? Jakkolwiek pytanie to było po-