— Na sprzedaż — odrzekła Chawa.
— Świeży?
— Dopiero co złapany.
Obejrzał rybę.
— Ile chcecie za całą sztukę?
— Pięć rubli.
— Cztery weźmiecie?
Chawę opanowało radosne wzruszenie.
— Ach, wielmożny panie — błagała — to zamało. Mnie samą tyle kosztuje.
— Weźmiecie?
— Gdzie zanieść?
— Do tego domu, do doktora Pryskiego. Tam zapłacą.
Napisawszy kilka wyrazów na bilecie, wręczył go żydówce i odszedł.
Gdyby Chawa była żoną Lota a na Puławy miał spaść deszcz siarczysty, nie załatwiłaby sprzedaży i nie uciekła prędzej. Są istoty, którym kilka rubli zarobku skrzydła do ramion przypina. Chawa biegnąc do domu, śmiała się, klaskała w ręce, opowiadała sobie coś przyjemnego i objawiała taką radość, jak gdyby dla uczczenia zyskanych kilku rubli zwaryować miała. Ciało jednak, chociaż chwilowe odurzenie potrzeby jego uśmierzy, w końcu upomina się o swoje prawa. Żydówka, prócz kilku suchych, z zeszłego dnia pozostałych kartofli, od rana nic w ustach nie miała, a dzień już chylił się ku wieczorowi. Wycieńczona głodem, strudzona całodziennem lataniem, gdy paroksyzm radości prze-
Strona:Pisma I (Aleksander Świętochowski).djvu/052
Ta strona została uwierzytelniona.