wzdychał, że razem zebrana para tych westchnień wystarczyłaby na cały obrót rozpędowego koła lokomotywy. Około 7 godziny wreszcie wszedł do sutereny młody żydek i oświadczył mularzom, że ich zaprowadzi do majstra, który zarządza robotami przy domach Glückwurma. Formalność wzajemnego przypomnienia sobie warunków kontraktu i przyjęcia robotników odbyła się bardzo prędko, i Karl Krug na czele swego oddziału wkroczył uroczyście na zrąb jednego z rozpoczętych domów.
— Dobry dzień — rzekł uniżenie do trzech już zajętych, miejscowych mularzy, którzy przybyłą drużynę groźnem zmierzyli spojrzeniem.
Nikt nie odpowiedział. Krug jednakże nie mógł zważać na to uchybienie względem grzeczności tam, gdzie chodziło o nieuchybienie dwurublowemu na dzień zarobkowi. Przypasawszy więc fartuch i ująwszy kielnię, zaczął murować wśród swoich towarzyszów.
O godzinie ósmej zakołatano na śniadanie. Zapracowany Krug byłby tego sygnału nie słyszał i nie zrozumiał, gdyby nie spostrzegł, że trzej odosobnieni od jego grupy, warszawscy mularze usiedli na murze i rozpakowawszy tłomoczki, zaczęli z nich wydobywać chleb i ulubioną »wędzonkę«. Widok ten przypomniał niemcom powinność względem rzeczywiście głodnych żołądków. Krug porozumiawszy się z towarzyszami, przystąpił do jedzącej trójki i pokornie spytał:
— Jest piwo niedaleko dostać?
Strona:Pisma I (Aleksander Świętochowski).djvu/081
Ta strona została uwierzytelniona.