Przykry dreszcz przeleciał po nerwach Kruga.
— No te — odrzekł — co ja przeszla sobota dal.
— Nie przypominam sobie.
— Pan Bóg, wy nie przypominacie sobie moje pieniądze!
— Nie, ale zresztą jeśli je wziąłem, to oddam.
Tak się skończyła pierwsza w tym przedmiocie interpelacya. Za kilka dni wystąpił Krug z drugą.
— Co za cztery ruble w łeb wam zajechały? — spytał już gniewniej Czapla.
— Te, które z moja kieszeń do wasza wyjechali.
— Nie trzeba było ich puszczać.
— Nie trzeba było wyciągać.
— Cicho podły kartoflarzu — odburknął się Czapla — ja z cudzych kieszeni nie wyciągam!
— Gniewać się nie ma o co, po bruderski dal, po bruderski żądam — uspokajał zakłopotany Krug.
Mimo widocznego niebezpieczeństwa z zuchwałym przeciwnikiem, nie zrzekł on się myśli wydobycia od niego swej należności. Walka o pieniądz była jedyną, w której zajęczego serca Krug mógł się stać lwem i nie ustąpić przed najgroźniejszą mocą. Przekładając zawsze zgodę nad kłótnię, i tym razem spór zawiesił; ale widocznem było, że go znowu kiedyś daleko energiczniej podejmie i do końca doprowadzi. Po kilkudniowym namyśle postanowił jeszcze ostatecznie dłużnika nacisnąć groźbą procesu.
— Słuchajcie wy — rzekł do niego — dla czego
Strona:Pisma I (Aleksander Świętochowski).djvu/088
Ta strona została uwierzytelniona.