Strona:Pisma I (Aleksander Świętochowski).djvu/091

Ta strona została uwierzytelniona.

Winszuję, winszuję, żona twoja w błogosławieństwie. Na zimę dostaniesz duży obstalunek płótna. Widzielibyśmy cię chętnie, ale siedź, poki będziesz miał robotę. My tu sobie damy radę. Szczerze ci życzliwy Franz Klotz«.
Jakkolwiek list ten nie zawierał w sobie właściwie żadnej bardzo pomyślnej wiadomości, jednakże ucieszył on Kruga niezmiernie, jako głos od rodziny, jako zapewnienie, że jej nic złego nie spotkało. Nie należy się też dziwić, że strapiony wypadkami dnia mularz zasnął z lżejszem sercem i rozkoszował się we śnie nauką dzieci, stanem żony, obstalunkiem płótna, nawet Kanossą. Wszystkie te obojętne szczegóły splątały mu się w urocze marzenie.
Ani razu od przyjazdu nie wstał tak ochoczy i uradowany. Piękny poranek wrześniowy śmiał się do niego wszystkimi promieniami swego łagodnego światła. Gdyby kto tego dnia zamówił Kruga do wymurowania nowych niebios, nie byłby bardziej rozweselony. Idąc pod wpływem tych wrażeń do roboty, nagle stanął, zadumał się, a wzruszona twarz jego zaczęła się jeszcze bardziej rozjaśniać uśmiechem jakiejś szczęśliwej myśli.
— Tu dobrze byłoby żyć — szepnął do siebie. Tak łatwo o robotę.
Jak gdyby myśl ta go oskrzydliła, szedł prędko, machając rękami i wyrzucając oderwane słowa. Wbiegł szybko na rusztowanie i spojrzał z zadowoleniem