rować zaczął i wraz z towarzyszami udał się do garkuchni na obiad. Wkrótce został tylko sam Czapla, który robotę przeciągnął z niezwykłą gorliwością. Ale wreszcie i on położył kielnię, spojrzał po murach, przeszedł na miejsce, które Krug zajmował, schylił się tam po coś, zbiegł szybko na dół i wpadł do szynku, gdzie go oczekiwali przyjaciele.
Na uczczenie wesołego dnia pozwolił sobie Krug wypić całą butelkę piwa. Wracał też do roboty wesół i żywo rozmawiał w swem gronie. Wszedłszy na ścianę, wziął przygotowany szaflik wapna i zeskoczył na rusztowanie. Zaledwie jednak postąpił kilka kroków, zsunięte jednym końcem z poprzecznego bala deski przeważyły się i zwaliły go na dół. Trzymając w ręku szaflik, nie zdążył uchwycić się wiązania i uderzył bokiem o parkan, zawisł na nim chwilę i spadł na ziemię. Z omazanych wapnem ust buchnęła krew strumieniem. Przybiegli na ratunek z góry niemcy, zgromadzili się inni robotnicy, powstał gwar, który ściągnął masę przechodniów. Nadszedł i Czapla, lecz dostrzegłszy skrwawione ciało, podążył szybko na rusztowanie i zajął się pilnie robotą. Z całego składu robotników on jeden tylko pozostał na górze.
Krug ciężko jęczał, trzymając rękę na połamanym boku, ale nic nie opowiadał. Jakaś kobieta od noszenia cegły troskliwie obcierała mu twarz ze krwi i wapna. Wszyscy byli wzruszeni, chociaż nikt nie szemrał przeciwko nieszczęściu, które każdego mularza spotkać
Strona:Pisma I (Aleksander Świętochowski).djvu/093
Ta strona została uwierzytelniona.