Rządca wiedział, że Boruta dotkliwie miarkuje, nawet gdy nie grozi, cóż dopiero gdy grozi. Rzekł więc spokojnie i po polsku:
— Proszę zurück, tu chodzić nie wolno.
— Święta ziemia, bo niemiec ją kupił! — bąknął Boruta i wrócił do drogi, idąc przed Kleinem, który za nim postępował na koniu, a później gościńcem popędził do dworu.
O odszukaniu Brzosta, po tem świeżem starciu, nie można było myśleć. Owczarz bowiem pasł niezawodnie na polach dworskich, a rządca po nich chodzić zabronił. Usiadł więc Boruta na kamieniu, wziął kawałek leżącego kija i zaczął strugać wiatraczek. Przechodzący i przejeżdżający ze zdumieniem spoglądali na młodego, zdrowego chłopa, który porze roboczej zabawiał się dziecinnymi figlami. Klemens tymczasem strugał starannie deszczułki, aż wreszcie osadził je w krzyż złożone na patyku i zatknął na górce w ziemię. Wiatr poruszył skrzydłami wiatraczka i puścił je w szybki ruch. Klemens z zadowoleniem stanął przed swem dziełem i przypatrywał mu się długo uśmiechnięty.
— Pochwalony! — rzekła jakaś stara, przechodząca wieśniaczka. Dużoście umielli?
Boruta, zawstydzony, nic nie odpowiedział, a gdy kobieta oddaliła się, poszedł wolnym krokiem do wsi. Słońce już się zniżało ku ziemi. Czerwony jego odblask złocił dachy i drzewa, jak gdyby przyświecał jeszcze nad obowiązek niedokończonej pracy w polu. To też
Strona:Pisma I (Aleksander Świętochowski).djvu/119
Ta strona została uwierzytelniona.