gotowała obiady i kolacye, a chociaż grosze nie zawsze starczyły, widmo głodu do izby nie zaglądało.
Jednego dnia Boruta wrócił do domu niezwykle wesół.
— Skończyliśmy stodołę — rzekł do Brzosta — jak cacko.
— Cóż teraz będzie? — spytał owczarz lękliwie.
— Co z innymi będzie, nie wiem, ale ja przy dworze zostanę. Dornfisch zawołał mnie do siebie i kazał przyjść jutro. Żeby dał ze 60 talarów i ordynaryę! Chyba da.
Nazajutrz Boruta z pewną miną wszedł do rządcy. Dornfisch, ujrzawszy go, wyjął z biurka książkę, popatrzył w nią, odliczył pieniądze i podając je Klemensowi, rzekł:
— Dostajecie jeszcze trzy talary. No, ja z wami zadowolony; jak będzie robota, to ja was zawolać. Bądźcie zdrów.
Boruta skamieniał. Wziął pieniądze machinalnie, popatrzył osłupiały na Dornfischa, chciał coś powiedzieć, ale gdy rządca powtórzył:
— Bądźcie zdrów, poczciwy Boruta...
nieszczęśliwy człowiek wyszedł.
Pogodne słońce wrześniowe, to samo, które przed dwudziestu pięciu laty tak starało się rozweselić pozbawionego pracy Borutę i teraz zabiegło mu drogę, gdy wracał od rządcy, obrzuciło go swymi ciepłymi promieniami i osuszało łzy, które u spuszczonych po-
Strona:Pisma I (Aleksander Świętochowski).djvu/134
Ta strona została uwierzytelniona.