Strona:Pisma I (Aleksander Świętochowski).djvu/150

Ta strona została uwierzytelniona.

baczy, własnych rąk swoich nie widzi, któremi koszyki pleść musi... Dobij maro... ja się sądu ostatecznego nie boję. Z ciałem nie wstanę, bo uschło... Ps! licho, nie pokazuj mięsa, bo to glina... Brzost chory, ale nie głupi...
Tak długo jeszcze bredził dogorywający starzec. Omdlałe wreszcie usta zaczęły wyszeptywać niezrozumiałe dźwięki, potem tylko drgały niemo... usnął.
Na drugi dzień po Nędzy przebiegła wieść o przyjeździe lekarza, który miał sprawdzić stan zdrowia wsi, i landrata, który przywiózł zebraną na prędce z ofiar jałmużnę. Skupiła się też przed dworem gromada obdartych, wynędzniałych biedaków, wyczekując wsparcia i porady. Po porozumieniu się z rządcą obaj urzędnicy postanowili przedewszystkiem odbyć rewizyę mieszkań. Dom Boruty stał pierwszy przy drodze od dworu, do niego więc naprzód wstąpiła komisya, której towarzyszył orszak nędzarzów. Gdy lekarz otworzył drzwi, przed oczyma obecnych odsłonił się bolesny widok. W zimnej, z wszelkich sprzętów ogołoconej izbie, leżały trzy wyschłe, nieodziane, okropną woń ziejące ciała. Lekarz obejrzał dziewczynę, potem Klemensa, a wreszcie przystąpił do Brzosta.
— Stary umarł — rzekł opuszczając zimną rękę owczarza, która bezwładnie opadła.
— Wczoraj jeszcze żył — wtrącił rymarz, który się ze swej izby wysunął.