Strona:Pisma I (Aleksander Świętochowski).djvu/151

Ta strona została uwierzytelniona.

— Trzeba go wynieść — mówił doktór — bo powietrze zaraża.
— A co tym jest? — spytał landrat.
Genius epidemicus. Co tu myśleć o zdrowiu? Gdyby ich dziś na nowo stworzyć, jutro by pomarli.
Z kolei opatrzono drugą stronę domu.
Genius epidemicus — powtórzył lekarz, wychodząc, i z całym orszakiem udał się do następnej chaty.
Rezultatem tego śledztwa było zawiązanie z kilku włościan tymczasowego towarzystwa, które przed nadejściem energiczniejszej pomocy miało opiekować się chorymi i rozdzielać zapomogi między głodnych. Tak więc Boruta z córką dostał się pod jakąś opiekę. Tegoż jeszcze dnia wyniesiono na cmentarz ciało Brzosta. Gdy zabijano jego prostą, ze starych desek zrobioną trumnę, zbudzony na chwilę Klemens otworzył wystraszone oczy, chciał powstać, zabełkotał coś i znów wpadł w nieprzytomność. Kiedy wynoszono starca, tylko mały Wicek odprowadził go za bramę, wołając z płaczem.
— Dziadku, dziadku! Koszyki!..
Czy sądził, że go tym ostatnim wyrazem prędzej zawróci?
Niech czytelnik wszakże nie sądzi, ażeby po odwiedzinach komisyi warunki życia, a raczej choroby Boruty i jego córki zupełnie się zmieniły. Bynajmniej. Wprawdzie najęta przez »towarzystwo« baba zamiotła izbę, rozebrano i oczyszczono chorych, dano im po-