zwierzchnik — a nawet, czego wszakże pan nie ponieś dalej, kanclerz państwa życzy sobie, ażeby wszyscy urzędnicy byli narodowo-liberałami, zwłaszcza przy wyborach do parlamentu. Pojmujesz pan?
— Ja, panie naczelniku — odpowiedział z pośpiechem Trinkbier — byłem narodowo-liberałem oddawna.
— Rząd życzy sobie — zauważył sucho naczelnik — ażebyś pan był nim od dziś.
Trinkbier wyszedł z zamąconą głową. W odpowiedzi naczelnika dostrzegł niechęć.
— Po co ja u dyabła — pytał siebie w rozpaczy — wyrwałem się, że byłem narodowo-liberałem oddawna, kiedy nie byłem nim nigdy, kiedy kazano dopiero od dziś?
Rzeczywiście w zbytniej gorliwości skłamał. Przekonań bowiem politycznych nie miał żadnych, a gdy go nawet czasem napadała jakaś chętka, wypłaszał ją obawą narażenia się zwierzchności i utracenia posady.
Zdradziwszy więc teraz swoją mniemaną barwę polityczną przed wyznaczonym terminem, wpadł w rozpacz, która niezawodnie doprowadziłaby go do samobójstwa, gdyby pewnego dnia znowu nie zawezwał go naczelnik.
— Czy pan pamiętasz — rzekł uprzejmie — że jutro są wybory do sejmu i że pan powinieneś być narodowo-liberalnym?
— Ach, panie naczelniku! — zawołał wzruszony Trinkbier, który w śmiertelnej trwodze spodziewał się
Strona:Pisma I (Aleksander Świętochowski).djvu/162
Ta strona została uwierzytelniona.