Strona:Pisma VII (Aleksander Świętochowski).djvu/034

Ta strona została przepisana.

drżyj, boś jeszcze brzydsza! Pofarbuj się na czerwono, ażebyś nie była tak sina. Dajcie wina kokosowego! A ty za mną! (Siadł w namiocie Ukora). Ukor usłał mi niezłe gniazdo. Poznałaś już mężczyzn?
Dziewczyna. Nie.
Alrun. Więc żaden cię nie zapragnął, a ja mam cię chcieć? Niech tam który nad tą nędzą się ulituje! Albo — nie! Zostań. Na jeden dzień wystarczysz, a potem każę cię zakopać z Ukorem, ażebyś mu pobyt w raju uprzyjemniała.
Dziewczyna. Dziękuję ci, z radością umrę.
Alrun. Czemu wszycy nie bawią się, nie ucztują! Duchy zapaliły już na niebie swoje nocne ogniska, a wy jeszcze zwlekacie?
Powrócił Zmik blady, wzruszony, z rozwianymi włosami.
Zmik. Bogowie odpowiedzieli mi, że Arjos i Orla uciekają szybko, jak dwa gołębie, ale ich doścignie, jak jastrząb, człowiek głodny.
Alrun. Głodny — mówisz? Ogłodzę całą gromadę! Prędko rozniecajcie ognie i zjedzcie dziś wszystko! Co mam za to ofiarować bogom?
Zmik. Co najpiękniej pachnie i najmocniej błyszczy.
Alrun. Zabierz sam. Nic mi nie błyszczy i nie pachnie tak, jak Orla.
Alrun i Zmik oddalili się do miejsca, gdzie leżały łupy i zapasy żywności.


Widok 6.

Szerokimi płomieniami buchające ogniska błyszczały,