Itam. Mówią, że baran zgubił głupotę, a szczęśliwy Zmik ją znalazł i podarował Alrunowi.
Zmik. Alrunie, pozwolisz się tak znieważać?
Alrun. Niech lży mnie, ciebie, wszystkich, jeśli wyżej od nas wlazł i dalej widzi. Jaką głupotę?
Itam. Zmik zaręczył, że Orlę i Arjosa doścignie człowiek głodny. Więc za jego radą wysłałeś w pogoń kilku ludzi ogłodzonych, zapomniawszy, że oni po drodze się najedzą, a ci, którzy cierpią niedostatek, pozostali w obozie — i wróżby nie spełnią.
Alrun. Prawda, jasna prawda! Zmiku, jesteś tak głupi, że z czerepu twej głowy spragniony osioł nie napiłby się wody. Albo może jesteś tak nikczemny, że chcesz mnie durzyć? Eh, pomyśl ty, że ja cię mogę powiesić za kłamliwy język.
Zmik. Nie wątpię o tem, Alrunie, ale zdaje mi się, że twoim doradcą nie powinien być błazen. Wróżbę, którą ci dałem, wziąłem z ust bogów. Nie znaczy ona wcale, ażeby człowiek, który odnajdzie Orlę i Arjosa, miał pusty żołądek, lecz żeby wysłany był głodnym.
Alrun. Czemuż tak odrazu nie wytłomaczyłeś? Gniew mnie daremnie poszarpał. Itamie, przetknij sobie wargi kołkiem i milcz. Słabo mi, czuję się niezdrów.
Zmik. Zauważyłem to jeszcze wczoraj i dlatego przyniosłem ptaka, na którego włożę twoją chorobę i wypuszczę go, żeby ją uniósł.
Otworzył kilka palców zaciśniętej pięści i pokazał główkę pliszki.
Strona:Pisma VII (Aleksander Świętochowski).djvu/045
Ta strona została przepisana.