Strona:Pisma VII (Aleksander Świętochowski).djvu/046

Ta strona została przepisana.

Itam. Pliszka! Odleci na rzut strzały, usiądzie i pokiwa ogonkiem nad mądrością naszego czarodzieja.
Zmik. Bądź zdrów, Alrunie, ja nie mam przy tobie co robić. Niech on cię wyleczy.
Alrun. Zostań, Zmiku, proszę cię. Itamie, zniknij mi z oczu.
Itam. Nie gniewaj się, wodzu. Gdy Zmik nadzieje chorobą tego ptaszka, ja go wraz z nią zjem i będę za ciebie cierpiał.
Zmik. Niech zje.
Itam. Najchętniej — i nic mi nie będzie.
Zmik włożył ptaka pod pachę Alrunowi.
Zmik. Naciśnij go mocno, ażeby nie uciekł, a ja się pomodlę. Potężny duchu choroby, opuść ciało tego człowieka, wejdź w ptaka i odleć z nim daleko. Złożymy ci za to najprzedniejsze ofiary. Pokornie błaga cię sługa twój, kapłan, któremu wyświadcz tę łaskę i nie wydaj na pośmiewisko swoim uporem.
Alrun. Lżej mi, lepiej...
Zmik. Wyjmij ptaka i puść go.
Alrun. Nieżywy.
Zmik. Duch wszedł w niego i zabił, bo tak wielka choroba nie mogła się zmieścić w tak małem stworzeniu.
Itam. Zdaje mi się, Alrunie, żeś pliszkę udusił.
Alrun. Zjedz ją, kiedy przyrzekłeś.
Zmik. O nie, duch mógłby znowu przeskoczyć z tego błazna w ciebie. Ja ptaka głęboko zakopię.