twój pyta, co mu czynić każesz. (Chwilę stał wpatrzony w niebo). Chwała, chwała! Widzę cię wielki, wszechmocny władco świata! Przesłoniłeś oblicze chmurą, ażebym patrząc w nie słabym wzrokiem, nie umarł z przerażenia. O Panie, Panie, biegnie do ciebie korna i strwożona dusza moja po rozkazy i z błaganiem o miłosierdzie nad ludem twoim, któremu grzechy nie pozwalają widzieć ciebie. Jeżeli złym jestem dla niego przewodnikiem, zatrzymaj, Panie, duszę moją w niebie... Och!...
Moron, zachwiawszy się, upadł. Obecni nie mieli odwagi i siły pospieszyć mu z pomocą. Nawet nikt nie ośmielił się wydobyć z siebie szeptu. Noc obciągała coraz bardziej tę niemą i nieruchomą grupę, której twarze były bledsze od światła gwiazd. Wreszcie Moron, odetchnąwszy głęboko, dźwignął się.
Moron. Żyć każesz — żyć będę. Za wszystko dzięki ci, Panie... Błogosławię was imieniem boga ojca naszego, który jest w niebiesiech. Rozejdźcie się do namiotów waszych i zanieście do niego gorące modły. Tylko ty, Arjosie, zostaniesz tu ze mną. Tak Pan rozkazał.
Rzesza cicho zsunęła się ze wzgórza, które księżyc natychmiast srebrnym osypał pyłem. Arjos zatopiony dotąd w tłumie, zbliżył się do Morona. Noc odskoczyła od pięknego młodzieńca zawstydzona i pozwoliła gwiazdom obrzucić go blaskami ciekawych źrenic. Odchyliła się nawet