Strona:Pisma VII (Aleksander Świętochowski).djvu/137

Ta strona została przepisana.

i znojną tułaczką musimy odkupić ten grzech wyrodnego syna.
Tylon. Ach, jakiż ten bóg wasz jest okrutny!
Moron. Jak wszechprawo, jak wszechmyśl, jak wszechmoc, jak wszechwola. Gdyby ziarnko piasku chciało podważyć tę górę, starłaby je na proch, a bóg, który jest większym od góry, ma przebaczać opornemu człowiekowi, który jest mniejszym od prochu? Pobłażanie zdobi słabość, ale uwłacza sile.
Tylon. Czy wasz bóg wymaga surowej kary dla Arjosa?
Moron. On już zważył jego winę, ale mnie jeszcze nie powiedział, ile ona zaciążyła na szalach jego sprawiedliwości.
Tylon. Poświęć za niego mnie, Moronie. Jego serce zrosło się w miłości z innem, bardzo mi drogiem. Jakkolwiek go ugodzisz, zadasz dwa okropniejsze ciosy, niż gdybyś ugodził brzemienną matkę. Oszczędź go i to drugie życie, które on w sobie nosi. Każesz mi za to służyć ci, będę służył, każesz umrzeć — umrę, tylko ty z twoim bogiem przebaczcie mu.
Moron. Nie gub go swą prośbą! Mów raczej, że go nienawidzisz i że on ku tobie odrazę czuje. Jeżeli go miłujesz, jeżeli on ci jest przyjacielem, jeżeli jakieś nasienie Mirów bardziej kocha, niż swego boga i swój ród, niech z piersi jego ludu wyskoczą jak psy dzikie wstręty, zagryzą go i rozerwą. Czy on już modlił się do waszych bogów, czy nazwał twój ród swoim?