Strona:Pisma VII (Aleksander Świętochowski).djvu/175

Ta strona została przepisana.

wiesz, do czego kobieta służy, ale jak jeszcze nie wiesz, czem jest.
Astjos. A jednak, wczoraj przybyła mi do zbioru setna dwudziesta paciorka.
Heron. Jeszcze mało. Musisz przynajmniej raz ożenić się. Więcej mądrości nauczy cię jedna żona, niż tysiąc kochanek.
Astjos. Przesada!
Heron. Według ciebie tedy, Orla, stojąc na pokładzie okrętu, pozdrawia mnie?
Astjos. No, może i mnie.
Heron. Żadnego z nas. Ona prawdopodobnie pozdrawia słońce, morze, góry, ryby i ptaki, które się uwijają około statku, albo ja wreszcie wiem — co! Żyjąc z nią przez lat osiem, ani razu nie zgadłem, dokąd zwróci swój zachwyt. Zapamiętałem tylko troszkę, czego nie lubi: niewolnictwa, wystawnego życia, zbytku, zabaw, wszystkiego, co jest związane z naszem położeniem społecznem. Wysilam się na najwyższą dla niej grzeczność — zadąsana; jestem obojętny — zadąsana; siedzę w domu — kaprysi; wyjeżdżam — kaprysi. Niby niczego nie żąda — a ciągle niezadowolona. Gdy do spełnienia jej woli zbraknie jakiejś cząsteczki, wpada w niemą rozpacz. A przytem ciągle uroczysta. Wszystko zamieniałaby na świątynie i wszędzie stawiała ołtarze, chociaż dotąd nie wybrała sobie boga. Cokolwiek powiem — zawsze wysłucha z lekceważącem zdziwieniem. Gdybyś dmuchając we flet, wy-