Strona:Pisma VII (Aleksander Świętochowski).djvu/186

Ta strona została przepisana.

Pirus. Naprzód głupoty na świecie nie ma, są tylko odmiany mądrości z rozmaitym smakiem; powtóre, jeżeli tacy ludzie istnieją, to należą do nich przedewszystkiem nieudolni rzeźbiarze, którzy, nie umiejąc wykuć w marmurze ładnego nosa, żądają od znajomych, ażeby wraz z nimi nad tem płakali.
Satar. Nieudolny rzeźbiarz!... Tobie, sucharku, zdaje się, że twarz pięknej kobiety tak łatwo wymodelować jak ten dziurawy garnek z dwoma uszami, który nazywa się twoją głową. Prawda, daremnie usiłuję wydobyć z marmuru nos Orli, ale potrafię dziś do południa dziesięciu małych chłopców, którzy wyławiają muszle z morza, nauczyć lepienia z iłu twojej postaci. Przed wieczorem jeszcze ustawią wzdłuż ulicy szereg posążków, z których każdy będzie podobniejszy do ciebie, niż ty do twego ojca.
Pirus. Wierzę, wierzę, ale po co ten gniew? Nie myślałem ci zaprzeczać talentu.
Satar. Owszem, myślałeś, chociaż wiesz, że w Godonie nie ma ani jednej większej świątyni, w którejby nie było statuy, wykutej moją ręką. Bo łatwiej artyście stworzyć nawet boga, niż piękną kobietę.
Pirus. Więc przepraszam cię, już nie karć starego przyjaciela i nie ucz chłopców...
Satar. W ciebie świat wchodzi przez gębę, a we mnie przez oczy, dlatego...
Pirus. Dobrze, dobrze, mój drogi, tylko uspokój się.
Satar. Ach, gdybym ja mógł ją wyrzeźbić!... A prze-