Strona:Pisma VII (Aleksander Świętochowski).djvu/195

Ta strona została przepisana.

raz wolę polewkę winną... Nie złapiesz mnie, kusicielko! Później... później.


Widok 5.

Jala szybkim zwrotem zabiegła drogę Pirusowi, który usiłował jej się wymknąć i zatrzymała go.
Jala. Dzień dobry, Pirusie, nie poznajesz mnie?
Pirus. Kazałbym sobie oczy wyłupać, gdybym cię nie poznał, piękna Jalo.
Jala. Czy chciałbyś dla mnie być grzecznym?
Pirus. O ile tylko pozwolisz...
Jala. Dziękuję ci. Bawi w Datali przyjaciel mojego męża, Astjos. Otóż bądź łaskaw mu powiedzieć, że ja tu jestem.
Pirus. Rozumiem, pragnęłabyś, ażebym stanął na placu, jak drogowskaz i gdy on przechodzić będzie, wyciągnął jedną rękę w kierunku twego domu...
Jala. Ja jeszcze o nic cię nie prosiłam.
Pirus. I nie potrzebujesz prosić tak doświadczonego człowieka. Ha, trudno, kiedy na nic innego nie mogę być przydatny pięknym kobietom, będę przynajmniej ich drogowskazem. Tylko nie w tej chwili, bo jestem tak głodny, że aż zmniejszam się. Czy pozwolisz, cudna Jalo, ażeby mnie wyręczył stojący tam mój przyjaciel, Kobus, dopóki nie zjem śniadania?
Jala. A, fe, Pirusie! Poufna prośba kobiety nie powinna być dla przyzwoitego mężczyzny mokrem sia-