Strona:Pisma VII (Aleksander Świętochowski).djvu/199

Ta strona została przepisana.

zbiegną do Arjosa, wyłapię, wsadzę związanych na statek z dziurami, które każę pozatykać czopami z soli i puszczę ich na morze. Słyszę, że zewsząd zmykają, a wkrótce i szanowny Heron nie doliczy się swoich. Już dziś nie można dostać taniej, niż 50 złotników za sztukę, a będą jeszcze drożsi. Bo robotnik pewny, spokojny, który nie pomyśli o ucieczce, poprostu nie ma dziś ceny.
Heron. Ja jednak kilku kupić muszę.
Skit. Do czego? Jeżeli do robót na ziemi — stracony wydatek, bo nikt ich nie dopilnuje; jeżeli do robót pod ziemią — łatwiej, bo można wejście do kopalni obstawić silną strażą i nie wypuszczać ich nawet w nocy.
Heron. Ja potrzebuję ich do czego innego. Kilku z nas zakłada hodowlę niewolników wyścigowych.
Skit. Ładna zabawka, tylko skończy się na tem, że wyścigowce prędzej uciekną do Arjosa.
Heron. Dostaną wszelkie wygody.
Skit. Ależ Arjos daje im całą ziemię i niebo. Nie jestem pewien, czy którykolwiek z nich nie oświadczy się o moją córkę, albo nawet o twoją siostrę, szanowny Heronie. Tak, o twoją siostrę.
Heron. Jestem spokojny.
Skit. A ja — nie.
Heron. Pomimo to, postaraj mi się o młodych i zdrowych chłopców, jeżeli można, zupełnie niewinnych.
Skit. Po 60 złotników.