blaski swego światła. Poranek krył się pod rozłożyste drzewa i w gęste zarośla, a ci, którzy przeciągnęli swe pieszczoty ze snem i teraz dopiero spłynęli na wybrzeże, chwytali juz tylko ostatnie tchnienia orzeźwiającego chłodu. Mieszanina rozmów, nawoływań, szczebiotów i śmiechów rozlała się szeroko potokami gwaru, gdy na placu stanął poseł i uderzył trąbką trzykrotny sygnał. Wszyscy zbiegli się około niego ciekawie — a on czytać zaczął.
Poseł. »W imieniu władcy zjednoczonych ziem i ludów Mory i z rozkazu króla zjednoczonych dzielnic Godonu, wielkorządca Padory czyni wiadomem: Do uszu monarchów, państwa i jego dostojnych doradców doszła skarga wielu szlachetnie urodzonych obywateli, że ich niewolnicy i wyzwoleńcy, pozostający w poddaństwie, bądź uciekają samowolnie do innej służby, bądź gromadzą się w bandy grasujące swobodnie po okolicach. Dla zatamowania tego nadużycia dozwala się panom karać śmiercią bez sądu niewolników własnych, którzy zbiegli, pozostałym wypalać lub wykłuwać na czołach z napuszczeniem farby imiona swoje lub swoich posiadłości. Co do wyzwoleńców, ci mają odtąd nosić krótką tunikę żółtą z jednym rękawem i wyszytem na niej grubą czarną nicią nazwiskiem patrona. Wzywa się obywateli, aby ten dzień upamiętnili zabawami, a nazajutrz złożyli ofiary bogom z prośbą o błogosławieństwo dla niniejszego edyktu«. Podpisał wielkorządca Padory — Intos.
Głosy. — Niech żyje!
— Nareszcie!
Strona:Pisma VII (Aleksander Świętochowski).djvu/203
Ta strona została przepisana.