może wsunąć do ust całego języka, który mu wyrósł nagle i dużym kawałkiem wystaje na zewnątrz. Przerażony moczy go w soku cytrynowym, ażeby się skurczył — ale to nie pomaga. Wtedy zwraca się do lekarza, który mu daje taką radę: złap wszystkie plotki, które rozpuściłeś, sparz je gorącą wodą w woreczku i przyłóż na języku — niezawodnie zmniejszy się.
Anor. To ma być treść mojej komedyi?
Kobus. Najrzetelniejsza.
Anor. Ażeby was przekonać, jak ten uczony mąż kłamie, objaśnię tylko, że utwór mój ma tytuł: Artystka i przedstawia żonę bogatego obywatela, wielką miłośniczkę sztuk pięknych, która każe młodym i ładnym niewolnikom stać bez odzieży w różnych pozach na podstawach kamiennych w ogrodzie podczas jej spaceru i udawać posągi.
Kobus. W każdym razie moja opowieść jest prawdziwa, bo gdybyś nie miał za długiego języka, to byś dotrzymał przyrzeczenia Skitowi i nie wtajemniczał nas w osnowę swej sztuki.
Heron. Złapał cię.
Astjos. Zgrabnie.
Anor. Ale to podstęp nieuczciwy, gdyż Skit zastrzegł, że mi nie zapłaci, jeżeli komukolwiek zwierzę się z tajemnicą.
Kobus. Nie martw się, wynagrodzi cię podwójnie. Po dzisiejszym edykcie komedya będzie miała u mężów powodzenie.
Strona:Pisma VII (Aleksander Świętochowski).djvu/207
Ta strona została przepisana.