Strona:Pisma VII (Aleksander Świętochowski).djvu/219

Ta strona została przepisana.

Kobieta. Moja córka już dorosła, wierzaj mi, prześliczna dziewczyna.
Pirus. Przypuszczasz, że ten bogaty młodzieniec ożeniłby się z biedną, nawet ładną...
Kobieta. Byłoby to bardzo dla mnie pożądanem, ale w ostateczności idzie mi o to, ażeby ją poznał. Zrób to.
Pirus. Mogę, ale uprzedzam cię, że on zjada trzy kobiety dziennie.
Kobieta. Jeśli go stać na to...

OBRAZ SZÓSTY.

Satar. Zdaje mi się, że zanim rozpocznie się przedstawienie twej komedyi, uśniesz.
Anor. Nie, nie usnę. Muza ciągle we mnie siedzi. Ile razy się zdrzemnę, ona zaraz mną wstrząśnie i obudzi. A chociażbym jak najwięcej wlał w siebie wina, nie zatopię jej, bo ona nie ma żadnej ciężkości i pływa po wierzchu. Upijają się tylko ludzie, którzy nie mają w swem wnętrzu muzy.
Satar. Czemuż ona nie pomaga ci nóg prosto stawiać?
Anor. Bo mówię ci, że teraz we mnie pływa i znajduje się w głowie. Kiedy jestem trzeźwy, wypełnia całą moją postać i wtedy trzyma mi nogi w porządku, prosto.
Satar. Wiesz co, pójdź na chwilę do mnie: potrzebuję właśnie modelu do twarzy, z której przegląda muza namoczona w winie.