ten przybytek z widoczną zazdrością, rzucając nań ciekawie przelotne spojrzenia, mężczyźni zaś wchodzili tłumnie i skwapliwie. Zajęli oni wszystkie siedzenia, rozłożone półkręgiem, przed którym na małem podwyższeniu urządzona była scena.
Astjos. Wszyscy?
Heron. Zostało kilkunastu starych.
Astjos. Dokądże poszli?
Heron. Zapewnie kryją się jeszcze gdzie w okolicy, ale powiedzieli, że idą do Arjosa.
Astjos. I ktoby się spodziewał, że ten nicpoń taką burzę wywoła!
Heron. Ale co ciekawsze, są przekonani, że do niego pojechała również Orla.
Astjos. Czyż ty temu wierzysz?
Heron. To byłoby potworne, ale — o ile ją znam — jest możliwe.
Astjos. Eh, nie! W każdym razie muszę prędko odpłynąć do domu, bo i u nas z pewnością niewolnicy się zbuntowali, mając tak blizko swego przywódcę.
Heron. Niewątpliwie. Może i ja z tobą się wybiorę, bo jeżeli prawda, co mówią, trzeba od szaleństwa powstrzymać Orlę.
Astjos. Czy dałeś znać władzy?
Heron. Zawiadomiłem wielkorządcę.
Astjos. Wojsko przypędzi ich nazad.
Heron. Inaczej groziłaby nam ruina. Czy byłeś na przedstawieniu komedyi Anora?
Astjos. Byłem, ale prawie nic nie słyszałem, bo mi
Strona:Pisma VII (Aleksander Świętochowski).djvu/225
Ta strona została przepisana.