Strona:Pisma VII (Aleksander Świętochowski).djvu/227

Ta strona została przepisana.

włosy, skręcone w jeden sznur i zwinięte w nizki stożek na wierzchu głowy, tworzyły jak gdyby śpiczastą czapeczkę. Duże, ciemne oczy w delikatnej twarzy, wązki, prosty nos i drobne usta wskazywały, że krew tej niewolnicy pamięta jeszcze dobrze swobodę jej wolnych przodków. Rozdawszy widzom wdzięczne ukłony, wskoczyła w obwódkę drucianą i rozpoczęła taniec na rakach. Były to widoki wdzięcznych, szybko zmieniających się póz, ponętnych układów ciała, które uwydatniały całe bogactwo jego pięknych form. Tancerka kładła się, pochylała w najrozmaitszych zgięciach lub zawisała w powietrzu, jak gdyby ono dawało dostateczne oparcie jej lotnej postaci.
Na twarze widzów wybiegły namiętności, które bądź rozpalały je ogniem, bądź wykrzywiały rozbestwieniem. Tylko Wir-Wir siedział w swej lektyce niezmieniony, ponury, z przymkniętemi oczami. Nie drgnął również, gdy dziewczyna po skończonym tańcu, odtrąciwszy drucianą ogródkę, z której rozlazły się raki, okazała, że żadnego z nich swą lekką stopą nie zgniotła, i gdy wszyscy sypnęli jej za ten tryumf rzęsiste oklaski. Natomiast Astjos zerwał się z siedzenia, jak gdyby za nią chciał biedz, ale ona szybko znikła.
Na uprzątniętą scenę wbiegła druga. Młodsza, wątlejsza, okryta była płaszczem bujnych, rozpuszczonych włosów, które sięgały jej aż do kostek. Zaczęła ona wykonywać pantominę, udając ściganą przez niewidzialnego ducha, który ją usiłował porwać, a ona mu ciągle z rąk się wymykała. Twarz jej, jak gdyby pod naciskiem rzeczywi-