Strona:Pisma VII (Aleksander Świętochowski).djvu/235

Ta strona została przepisana.

— Czy on ją kocha?
Sternik. On tego nie umie, ale jej ustępuje.
— To może by nie dokuczał niewolnikom, gdyby go poprosiła.
Sternik. Nie, niech ten anioł nie domyśla się naszych utrapień. Jeżeli nawet który z nas zginie, to mniejsza szkoda, niż gdyby wszyscy stracili tę opiekunkę. Heron wydał rozkaz, ażeby niewolnicy pili i jedli tylko ze skorup lub stłuczonych naczyń, ażeby jeździli wierzchem tylko na osłach, ażeby nosili odzież tylko po zmarłych, ażeby nie posiadali nic błyszczącego. Niedawno spotyka mnie pani pijącego żur z rozbitego garnka, z którego mi wyciekał. Dlaczego nie weźmiesz miski? — zapytała. Bom leniuch — odrzekłem i nie chce mi się poszukać. Skąd masz te pręgi na plecach? Orzechy — mówię — rwałem w gęstej leszczynie i podrapałem się. Tsk trzeba zawsze przed nią wykręcić. Przysięgam, że gdyby który nie wstrzymał przed nią języka, to bym mu go przeciął. Raz tylko wyrwał mi się ból z ust do niej, kiedy jej brat chciał wziąć sobie moją dziewczynę, Egę. Poprosiłem panią o litość — zabroniła mu surowo.
— Więc ty nie uciekniesz do Arjosa?
Sternik. W każdym razie nie teraz. Skoro pani zdała się na naszą opiekę, zawieziemy ją do rodziców i odwieziemy do męża tak wiernie, jak ta igła magnesowa, która jej nie zdradzi i drogę wskaże.
— A potem?