Strona:Pisma VII (Aleksander Świętochowski).djvu/246

Ta strona została przepisana.

»Bóg odwołał z ziemi rodziców moich, ażebym nie miał żadnej istoty, którąbym miłował więcej, niż inne. Jestem teraz sam. Bóg, który we śnie kazał mi zakończyć żywot doczesny, jest obecnie ojcem moim i matką moją, a wszyscy ludzie braćmi i siostrami mojemi.«
Słuchający dziwili się, skąd on wiedział o śmierci rodziców swoich i nie pojmowali, o którym bogu mówi. Ale zanim zdążyli zapytać go, znikł i tejże nocy objawił się w różnych miejscach Protoryi.
— To nie może być człowiek.
— I mnie się tak zdaje.

W szóstej grupie.

— Słyszałaś?
— Otucha we mnie wstąpiła. Zresztą niech nas los zdepcze, jak słoń biedronki, abyśmy tylko nie dostały się w łapy Wir-Wira. Już nigdy tańczyć nie będę.
— Chyba na grobie tego potwora.

W siódmej grupie.

— Jakżeś drugi raz uciekł? Nie pilnowali?
— Pan myślał, że napiętnowani nie będą już śmieli ruszyć się. Naprzód dlatego, że nas rozpalonem żelazem okropnie zranił, ażeby litery nie zarosły, a powtóre dlatego, że wszędzie znaczonych niewolników natychmiast zatrzymują i odsyłają do właściciela. Tymczasem ja pomimo bolącego okaleczenia umknąłem,