Strona:Pisma VII (Aleksander Świętochowski).djvu/247

Ta strona została przepisana.

a szedłem tylko nocami. Jeżeli mnie teraz złapią, zażyję truciznę, którą mam przy sobie, i skończę przeklęty żywot.
— On nas jarzmić nie pozwoli i wszystkim da swobodę.
— O, gdyby już raz się pokazał, gdybyśmy z własnych ust jego usłyszeli to, co ludzie powtarzają.
— Dziś ma powrócić do swych przyjaciół i uczniów, którzy tu na niego czekają.
— Gdzie oni są?
— Siedzą tam na dole, przy grobli.
— Więc tą drogą ma przyjść do nas zbawienie! Świętym niech będzie każdy jej kamień, każde ziarno piasku, którego on dotknie swemi stopami. Mniej wody ją oblewa, niż my wypłakaliśmy łez bólu w niewoli i wypłaczemy łez radości w wyzwoleniu. Przyjdź i wyprowadź nas z piekła, zwiastunie szczęścia naszego. Arjosie, Arjosie, człowieku czy boże, ratuj nas!

Widok 17.

„Wyspa milczenia” wynurzyła się z morza wysokiemi, stromemi ścianami, jak ogromna czasza boga oceanu. W jednem tylko jej miejscu, do którego dobiegała grobla, otwierał się głęboki wrąb, a w nim wązkie schody. Tędy mieszkańcy Omala wnosili trupy swych zmarłych i pozostawiali je na pożarcie sępom, dopóki według zmienionego obrządku nie zaczęto ich grzebać na cmentarzu. Drapieżce szybko objadały ciała nieboszczyków, więc po powierzchni wyspy pozostały tylko szkielety, rozrzucone między szare-