Strona:Pisma VII (Aleksander Świętochowski).djvu/278

Ta strona została przepisana.

przywłaszczył. Czyż ma pozostać jedynym na wieki? Całe stworzenie upomina was: ani wół nie pracuje dla konia, ani kot dla lwa, ani gwiazdy nie wyrabiają światła dla słońca. Te drzewa i kłosy zbóż nie byłyby tak bujne i świeże, gdyby same nie dobywały soków z ziemi. Bóg dał słowikowi piękny głos a kolibrowi piękne pióra, ale ich nie uczynił panami wróbla i dzierlatki. Gdy spoglądacie z wyżyn, które są zaledwie zmarszczkami ziemi, nikną dla waszych oczu różnice między chłopięciem a mężem, między dziewczynką a niewiastą; czy może tę różnicę dostrzegać bóg, który patrzy z nieba? On też nie widzi wielkich i małych ludzi, jak szczyt góry nie widzi wielkich i małych traw. Bóg stworzył wszystko i nie zna pychy; czyż może mieć do niej prawo człowiek, który nie stworzył niczego?
Przerwał. Wzrok jego unieruchomił się na jakimś punkcie w dali, podczas gdy twarz nagle zesmutniała. Drogą ku Tenerze przysuwała się wolno owinięta obłokiem kurzu gromada ludzi i zwierząt. Wkrótce można było rozpoznać ją dokładnie. Między bydłem, końmi i owcami szli związani w pary niewolnicy — mężczyźni, kobiety i dzieci — pędzeni przez kilku dozorców, którzy ciągle potrzaskiwali rzemiennymi batami. Na wozie, płócienną budą krytym, jechał leżąc opasły handlarz ze złotemi obrączkami w uszach i na palcach.
Głosy. — Prowadzą naszych na targ do Tenery.
— Dzieci już ustały.