Strona:Pisma VII (Aleksander Świętochowski).djvu/286

Ta strona została przepisana.

Zołnierze pochwycili go między siebie.
Dowódca. Przebywa tu rabuś Beg, z plemienia Ibów, który został ranny w bitwie?
Arjos. Odesłałem go do ojczyzny, żeby w niej miłość rozmnożył.
Dowódca. Będziesz za niego wisiał. Niewolnicy niech się oddzielą na lewo!
Rzesza pozostała nieruchomą.
Słyszeliście? Niewolnicy na lewo!
Nikt nie drgnął, a wzgórze i doliny wyglądały jak cmentarz, na którym stały wykute z kamienia postacie nagrobków. Dowódca zwrócił się do żołnierzy:
Wybierzcie niewolników i spędźcie na drogę.
Żołnierze wjechali w środek rzeszy i rozpoznając niewolników bądź po odzieży, bądź po piętnach i zgarniając w gromady, wyparli ich końmi na gościniec bez żadnego oporu. Dowódca przemówił:
Wolni obywatele mają się rozejść do domów swoich przed północą; w przeciwnym razie będą jutro siłą rozpędzeni.
To rzekłszy, wydał komendę pochodu. Jeńców zamknęło wojsko czworobokiem i ruszyło z nimi ku stolicy. Przed niewolnikami pod osobnym konwojem szedł Arjos blady, ale spokojny, z głową w jasności, z oczami w niebie.
Orla spoglądała na ten pogrom niema, stężała w boleści i zdumieniu, nie zrobiwszy ani jednego ruchu. Pod jej rzęsami błyszczały dwie wielkie, nabrzmiałe łzy, jak gdyby w nich stopiły się i skrzepły kryształem jej oczy.