Strona:Pisma VII (Aleksander Świętochowski).djvu/293

Ta strona została przepisana.

głosem człowieka nowonarodzonego nie jest śmiech, ale płacz. Wysłuchał tych moich wywodów, wreszcie rzekł: »Ukochaj wszystkich ludzi, a uschnie ci ten język i wyrośnie inny.« »Wszystkich ludzi — odparłem — pomieścić można tylko w mądrości, w miłości zaledwie jednego.« »O Kobusie, Kobusie — zawołał z politowaniem — gdyby blacharz uznał niebo za dziurawy dach ziemi, przez który woda deszczowa przecieka, czyżby go bóg wezwał do naprawy swego siedliska?« Jaki to miało związek z moją uwagą — nie rozumiem.
Heron. Może on i waryat, ale szkodliwy.
Kobus. Cóż obecnie mówi twoja żona?
Heron. To, co tylko mnie obchodzić powinno.
Kobus. Podziękuj bogom, że ja nie bronię Arjosa, bo wezwałbym ją przed sąd, ażeby opowiedziała i to, co mnie byłoby potrzebnem.
Heron. Poszukaj sobie innej krętej sprawy, a tej daj pokój.
Kobus. Już znalazłem: przedstawię sądowi w imieniu Skita pewien kwit pożyczkowy z podpisem twego teścia, który podobno o tym swoim długu nic nie wie.
Heron drgnął jak ukąszony i chciał przemówić do Kobusa, ale ten szybko odszedł. W tej chwili odezwały się wołania:
Głosy. — Już idą.
— Sami kapłani.