Strona:Pisma VII (Aleksander Świętochowski).djvu/307

Ta strona została przepisana.

Arjos. Czyliż was uczyłem nieprawości? O, bracia, jest to najboleśniejszy kamień, jaki we mnie uderzył.
Tarlon. My chcemy cię ratować. Za więzieniem czekają na nas konie, mamy bezpieczne schronienie u przyjaciół, wywieziemy cię do innego kraju..
Arjos. Nie, nie, mną tylko bóg rozporządza. Gdyby jemu podobało się uwolnić mnie stąd, pod tchnieniem jego woli te mury roztopiłyby się, jak lód pod dotknięciem słońca, a jego aniołowie przenieśliby mnie na swych skrzydłach, dokądby im rozkazał.
Aleb. Mówiłeś przecie, że Elion jest dobry; czemuż tego nie uczyni?
Arjos. Alebie, Alebie, ten sam Elion stworzył wszechświat pełen tajemnic, których nikt dotąd nie przeniknął, a ty chcesz znać jego zamiary? Gdybyś go całkiem rozumiał, nie byłbyś człowiekiem, a on nie byłby bogiem.
Bion. Mistrzu drogi, błagamy cię, nie idź dobrowolnie na spotkanie śmierci, lecz usuń się z jej drogi, skoro możesz.
Arjos. Mogę? Mylisz się, Bionie. Kto miłuje prawdy wiary swojej, nie wyrzeknie się ich, nie opuści, nie ucieknie od nich wobec największego niebezpieczeństwa, bo je kocha, jak matka dzieci, jak oblubieniec oblubienicę. A kto nie jest gotów umrzeć za te dzieci duszy swojej, za te oblubienice serca swojego, ten albo nie jest ich godzien, albo one niegodne jego. Jestże to miłość, która powiada: trwać będę w syto-