Strona:Pisma VII (Aleksander Świętochowski).djvu/309

Ta strona została przepisana.

Bion. Zbyt trudne zadanie, mistrzu, wyznaczasz sercom naszym. Bo czyż możemy kochać tych, którzy cię skazali na męczeństwo i śmierć?
Arjos. Powtarzam wam: kochajcie wszystkich, a sąd nad ludźmi pozostawcie bogu, który ciągle waży winy i cierpienia ludzkie, a nigdy jeszcze szala cierpień człowieczych nie okazała się wobec jego sprawiedliwości lżejszą. Jeżeli nikt dotąd nie stracił prawa do miłości boga, czyż może je stracić do waszej? Kochajcie więc dobrych za cnotę, a złych za nieszczęście. Bo strasznie nieszczęśliwymi są ci, którzy nie umieją czynić dobrze. Gdy dusze ich, wyzute z ciał, spojrzą na swe występki, ogarnie ich tak okropna boleść, jakiej nie zaznał nigdy człowiek uczciwy. No, bracia moi, świt wbiegł przez okienko i każe wam odejść, ażebyście schwytani tu nie dali ludziom powodu do popełnienia grzechu. Idźcie już obudzić wartownika i połóżcie klucze przy drzwiach, niechaj plama nieprawości z rąk waszych się zetrze.
Bion. Nie masz jeszcze jakiego dla nas rozkazu?
Arjos. Otoczcie braterską opieką duszę najczystszą, jaką widziałem na ziemi, Orlę.
Tarlon. Świętą była i świętą nam będzie, panie.
Arjos. Teraz już odejdźcie, ażeby was nie zastali ci, którzy po mnie przyjdą.
Bion. O boże, boże, dlaczegóż nam go zabierasz?
Arjos. Boga słuchaj, zrozumieć się staraj, kochaj, ale nie oskarżaj.