Strona:Pisma VI (Aleksander Świętochowski).djvu/008

Ta strona została uwierzytelniona.

Dulos. Zapłacić...
Protos. Nakarmić ciebie szalejem i dla uciechy Temistesa puścić w taniec.
Dulos (zdumiony). Mnie? Dlaczego mnie?!
Protos. Wiesz przecie, że Kritobul cię nie lubi, bo powiada, iż nie chce mieć w swej służbie filozofa, który zamiast, jak ja w tej chwili, dusić garściami komary, po przyjacielsku wąsy im głaszcze! Oh! psiaki, jakże mnie kąsają.
Dulos (stłumionym głosem). Bodajby mu wszystką krew wypiły! Mnie szalejem nakarmić!...
Protos. Jak możesz brać mu to za złe! Dotąd nikt w Grecyi nie widział cynika w tańcu; Temistes ze szczególnem upodobaniem przypatrywałby się takiemu widokowi; cóż dziwnego, że Kritobul dla wyrównania wielkości jego stawki wybrał na nią ze swojej strony twój taniec? Podobno mu nawet przyrzekł, że każe cię potem w jego stajni zaręczyć z najładniejszą oślicą i wyprawić wam sute wesele.
Dulos (rzuciwszy się na Protosa). Odwołaj potwarco te kpiny!
Protos. I owszem, tylko naprzód pójdę do Kritobula i spytam go, czy na to pozwoli; bo przecież nie ja, ale on podał cały ten projekt.
Dulos (wracając do kwiatów). On... Zgnilec...
Protos. Ach, Dulosie! Jak mogłeś przypuścić, że to ja byłem tyle dowcipny i obrałem dla ciebie tak właściwą oblubienicę.