wyznaję, poczułem trochę nad nią litości. Ponieważ bezużytecznie trzymać jej nie mogę, więc wystawiłem na targ; chciałbym jednak, żeby albo kto nabył razem troje, co byłoby najlepszem, bo w rozłączeniu pomrą, albo przynajmniej pozbyć się ich równocześnie.
Plutoforos. Dziecko — najniżej?
Trofos. Pół miny.
Plutoforos. Dam.
Linos. Ja biorę matkę.
Trofos. A kto ojca? Poczekajcie, może się jeszcze jaki amator trafi. Za tego kalekę nie spodziewam się dostać wiele, a gdybyście mu zabrali z przed oczu żonę i dziecko, padłby mi z tęsknoty, alboby tak zmarniał, że niktby nie dał za niego garści białego piasku.
Linos. Ile go cenisz?
Trofos. Ćwierć miny.
Linos. Jeśli go nikt nie weźmie, kupię żonę z mężem.
Plufoforos. A jeśli go weźmie, kupię syna z matką.
Linos (zdumiony). A to dla czego?
Plutoforos (sucho). Dla tego, że oboje do sprzedania.
Kriton (do Linosa, odprowadzając go na stronę). Pozwól na chwilkę...
Plutoforos. Niedaleko stąd jest kilka par, ale jakieś mizerne i drogie. Czy nie mógłbyś ze mną pójść?
Trofos (do Melity). Nie oddalajcie się.
Plutoforos. Jesteś pewny, że nie umkną?...
Strona:Pisma VI (Aleksander Świętochowski).djvu/033
Ta strona została uwierzytelniona.