Strona:Pisma VI (Aleksander Świętochowski).djvu/036

Ta strona została uwierzytelniona.

cej, niż teraz mamy. Ja, przyznaję ci szczerze, zdobędę się tylko na dwadzieścia pięć min.
Linos. To znaczy, że wygrywający obezwładni przeciwnika wiadomego i uzbroi się przeciw możliwemu.
Kriton. Czyż nie wyborny pomysł?...
Linos. Fortuna przez ciebie do mnie się nie zaleca. Wolę dopożyczyć...
Kriton. Kiedy? Plutoforos za chwilę tu z Trofosem przyjdzie i z twojej nieobecności skorzysta, a nawet zdaje mi się, że dla skrócenia targu i kulasa weźmie.
Linos (rozdrażniony). Gdzież są te jelonki?
Kriton. Zostawiłem je tu obok, w winiarni, gdzie się, niestety, już na nich rano do Proklosa zgrałem.
Linos. Pójdę i zobaczę. Tylko żeby Trofos tymczasem Melity nie sprzedał.
Kriton. Będziemy przecież ich stamtąd widzieć.
Linos. Ale pamiętaj, szczęściu swojemu nie pomagaj... (wychodzą).

SCENA VI.
Melita i Polos.

Melita (oglądając się bojaźliwie). Poszli... i wrócą... Jeden kupi mnie, drugi — dzieci, ktoś trzeci — jego... (rozpaczliwie) Bogi mojej ziemi, ratujcie nas! (biegnie do dziecka). Spi uśmiechnięte, jak gdyby jego duszyczka światło szczęśliwej gwiazdy piła. Biedna sieroto, inna dola z tego snu cię zbudzi. Zdala od siebie —