wa, usnuła z nich plotkę... (gwałtownie) Prawdy, prawdy, bo zamrę w niepewności!
Scipio. Gdybyś ty, moja Helvio, była wyrocznią, a ja przy tobie kapłanem, nie umiałbym w żaden sens złożyć twoich tajemniczych wykrzyków. (deklamując półgłosem).
On jako kochanek
Przed okiem rzymianek
Koroną...
Helvia (rozpaczliwie). Prawdy!
Krystyna (wszedłszy wzruszona). Synu mój, już mi cię wydarto!
Helvia (siadając omdlona). Przeczuwałam...
Scipio (zbliżając się poważnie do Krystyny). Skąd wracasz matko?
Krystyna. Z sądu, gdzie gwałt bezwstydnie sprawiedliwości urąga, gdzie jedna wola skrycie całym Rzymem trzęsie, gdzie mordują rzeczpospolitę i kują kajdany dla jej prawych obywateli.
Scipio. I gdzie mnie skazano na wygnanie — dokąd?
Krystyna. Do Tracyi.
Scipio. Ha, gady! Myślałem, że przynajmniej nie tak daleko.
Krystyna. Łaskawy, wspaniałomyślny tryumfator to