Strona:Pisma VI (Aleksander Świętochowski).djvu/088

Ta strona została uwierzytelniona.

jesteś bez opieki przed pańską swawolą, to pozwól mi, niech dziś gładząc za to mym Porajem plamę twego rodu, zegnę przed tobą kolano w pokornej prośbie o rękę...
Kazimiera (wybuchając śmiechem). Ha, ha, ha, niechże ja wprzód was, panie Onufry, po tym hołdzie dla mnie podniosę, bo panu gorąca krew samemu wstać nie pozwoli.
Onufry (wstając). Bez potrzeby, bez potrzeby...
Kazimiera (j. w.) Więc pan nie źartem chcesz za pokutę zgładzić swym Porajem plamę mojego rodu?
Onufry. Mogę, bom bezżenny.
Kazimiera. Ale stary...
Onufry (dumnie). Szlachcic.
Kazimiera. Chociażbyś pan nawet swego szlacheckiego klejnotu trzydziestoletniem włodarzowaniem nie sponiewierał, jeszcze i wtedy miałby on za mało dla mnie blasku.
Onufy (unosząc się). Dla kogo? Dla panny chłopianki — córki obdartego Macieja — poddanego z jednej morgi, który może jeszcze dotąd w grobie chowa na swej skórze pamiątki mego gniewu? Nahaj wam do herbu, ale nie Poraj!
Kazimiera (osuwając się na krzesło). Bezbronna...
Onufry (ze złością do omdlałej Kazimiery). Wzgardziłaś włodarzem, poszczycisz się panem.
Kazimiera (zerwawszy się). Gadzie!... (do wchodzącego Tadeusza) Panie!