Onufry (we drzwiach bocznych — złośliwie). Herbu Leszczyc (wychodzi. Kazimiera powstrzymuje się w biegu do Tadeusza i milknie).
Tadeusz. Dla czegóż on mnie, czy tobie herb mój przypomniał? Kazieńku — blada jesteś. Miałaś z tym dworskim liszajem jaką sprzeczkę?
Kazimiera (tłumiąc wzburzenie). Żadnej.
Tadeusz. Bo teraz w bezkrólewiu, po śmierci wojewodziny, lada pałka tu prymasuje, zwłaszcza jeśli kto jak ten, był senatorem u swej pani. (zbliżywszy się do siedzącej z podpartą głową Kazimiery). Drugi raz tu dziś jestem i drugi raz widzę, żeś ty mi, Kaziu, nad miarę zamyślona. Przecie to chyba już nie smutek po stracie wojewodziny. A może tajemna radość z przyjazdu jej siostrzeńca?... Milczysz? Trudno! I ty jesteś kobietą. Wasza miłość jak lód, gorącemi ustami dotknięty, szybko się topi, ale szybko znowu dla innych zamarza. Kto wie, czy wiatr, wyprzedzając przybycie bogatego pana, nie przyniósł ci od niego szeptów pokusy...
Kazimiera (smutnie). Podejrzliwe dziecko...
Tadeusz. Chciałbym sam to o sobie powtórzyć, w milczeniu jednak twojem nie mogę dopatrzyć żadnej do-