Strona:Pisma VI (Aleksander Świętochowski).djvu/094

Ta strona została uwierzytelniona.
SCENA IV.
Andrzej i Onufry..

Andrzej Co jej się stało? Czy ją tak otwarcie testamentu wzruszyło? Musiała być do pani bardzo przywiązaną?
Onufry (podając papier). Jak do matki.
Andrzej. I dla tego może mówiła ze mną tak dumnie. (czyta) »Kazimierze Wrzosek postaw lnianego płótna i trzy morgi gruntu, tytułem dożywotniej, bezpańszczyznianej dzierżawy«. Nie rozumiem tego daru.
Onufry. To posag nie dla Poraja!
Andrzej. Przedewszystkiem nie dla tej panny. Czy pani umierała przytomna?
Onufry. Zupełnie, aż póki Bóg duszy jej na sąd nie zawołał.
Andrzej. A za życia pannie Kazimierze czego nie dała?
Onufry. Jakto nie? Tę stancyjkę, pański stół i okrycie, czasem nawet siedzenie w powozie.
Andrzej. To dziwne.
Onufry. E, proszę pana, to naturalne.
Andrzej. Może wiesz co, czego ja nie wiem?
Onufry. Trzydzieści lat temu dworowi służę, wiele tu przy mnie narodziło się i umarło, chyba tylko ogrodowe świerki dalej pamięcią sięgają.
Andrzej. Więc...