poproś tu waszeć panny, rób co każę, a w potrzebie za każde moje wykonane słowo spadnie ci dukat do kieszeni.
Onufry. Stopy pańskie całuję. (wychodzi).
Andrzej (czytając półgłosem testament). »Garderobianie Maryi Węgieł dukatów sto; Grzegorzowi Dołędze, strzelcowi, parę wołów, konia, 50 korcy zboża, i 200 łokci szarego sukna; klasztorowi OO. Kapucynów w Lublinie 2000 dukatów«. — Fi! Za długa litania, a zwłaszcza za hojne »módl się za nami«. (wchodzi Kazimiera). Proszę przybliżyć się do mnie.
Kazimiera. Z wezwania pańskiego widzę, że już pana objaśniono, jak masz być dla mnie grzecznym.
Andrzej. Rzeczywiście, testament sprostował moją pomyłkę. Niezależnie od tego, wolno nam pozostać w zgodzie na właściwych swoich miejscach, jeśli panna tego pragnąć będzie.
Kazimiera. Ja pragnę tego tylko, czego mi pan bez popełnienia gwałtu odmówić nie możesz — swobody.
Andrzej. Nie dziwię się panienko, że nie umiesz jeszcze stosować swych żądań do dzielącej nas odległości. Przypomnieć jednak muszę, że pogwałcić można tylko prawa, których ty wobec mnie nie posiadasz.