Kazimiera (j. w). Pan nie widzisz, jak ten nóż ostry...
Onufry. Od jednego, mówię, słowa. Kiedy u nóg włóczyłem się dziedzicowi, żeby panienkę uwolnił, rzekł do mnie: dobrze, ale jeśli natychmiast zostanie twoją... żoną.
Kazimiera (gwałtownie). Milcz służalcze, bo ci z piersi obłudne serce wykroję (wchodzi Tadeusz).
Onufry (ze złością). To zostaniesz jego kochanką (we drzwiach półgłosem grożąc Tadeuszowi). Zajmę ja cię z tej szkody... (oddala się).
Tadeusz (zbliżając się przerażony). Więc to prawda? Przebrać cię kazał — ten rozbójnik!...
Kazimiera (spokojnie). Pan.
Tadeusz. Mnie swą władzą ust nie zamknie i broni z rąk nie wytrąci. Ja mu włosa z twej głowy na wiatr puścić nie pozwolę!
Kazimiera. Nie strasz go pan daremnie, boś niedawno stąd przed nim uciekł.
Tadeusz. Uciekłem przed piorunem, który na mnie spadł nagle. (błagając) Aniele mój, nie gardź człowiekiem, który chwilowo omdlał w swem czuciu, uderzony w jego nigdy nietkniętą strunę. Z mlekiem matki wyssałem moją szlachecką dumę, dotąd oddychałem jej powietrzem, ani raz serce moje nie zadrgało po za