Wprzódy wrosnę w to miejsce, niż z niego ustąpię, dopóki ty nie będziesz wolną. Jeśli ci dziedzic odejść nie pozwoli, to mu się wydrę lub ukradnę i w sądzie szacunek twojej głowy zapłacę.
Kazimiera. Ty masz do obrony rąk dwie, a on do napaści tysiąc.
Tadeusz (smutnie). Prawda. Tak było u nas zawsze i za to może dziś losy strasznie nas karzą. Po tysiąc rąk pracowało i krwawiło się dla wygody jednego samolubstwa; teraz Nemezys mści się na swawoli za krzywdy ciemiężonej niewinności. Obcą ręką rozdawać będzie te prawa uciśnionym, które im się z naszej należały i które sprawiedliwością kraj by zbawiły. Podobno już nawet Francuzi zmienili nasze ustawy. Kazimiero, czekajmy ojca mojego, on dziś z Warszawy przyjeżdża, może nam jakiś ratunek przywiezie.
Kazimiera. Przywiezie — panu.
Tadeusz. Wtedy niech przeciw mnie powstaną wszystkie potęgi, ja je za ciebie do walki wyzwę! (Podczas tych słów wchodzi Onufry, pokazując Andrzejowi Tadeusza).
Onufry (półgłosem). Tego szkodnika odstraszyć trzeba.
Andrzej (podchodząc z tyłu do Tadeusza). U kogo pan brat tu jesteś?