Strona:Pisma VI (Aleksander Świętochowski).djvu/126

Ta strona została uwierzytelniona.

Michał. Kto pozajeżdżał moje dziedziczne majątki, a teraz mnie z nich w imię oszczerstw i gwałtu wywłaszcza?.
Justyna. Nie lękaj się, mnie je zwróci.
Michał Tobie? Jakto... dlaczego tobie? Skądże... Może prosiłaś go?!...
Justyna. Nie.
Michał. Więc skąd wiesz? Kradzieżą na mnie chce udarować ciebie? Czy sen nade mną się pastwi? Justyno, wytłomacz mi, bo... (wchodzi Ambroży).
Justyna (oddalając się). Łatwo zgadniesz.

SCENA V.
Michał i Ambroży.

Michał (osłupiony). Łatwo zgadnę...
Ambroży. Sługa pański.
Michał (dziko). Ha! zgaduję!... (do Ambrożego) Pan tu, któż mojej sprawy broni?
Ambroży. Już ją obroniłem, za godzinę dowiem się czy szczęśliwie, bo sąd zamknął się na długą naradę, a tymczasem przychodzę do pana od wojewody.
Michał. Od kogo? Więc pan jesteś jego, nie moim patronem.
Ambroży. Owszem, pańskim i dla tego właśnie przyjąłem rolę pośrednika. Wojewoda proces wygra.
Michał. Przypuszczam, skoro pan nie przewidywa-