Strona:Pisma VI (Aleksander Świętochowski).djvu/127

Ta strona została uwierzytelniona.

łeś takiego skutku po mojej skardze, a przewidujesz go po swojej obronie.
Ambroży. Nie liczę panu tego obraźliwego docinka, bo pan jesteś nieszczęśliwy.
Michał. Bez litości, bez litości, chociażby mnie wojewoda obdarł z majątków, pozostanie mi jeszcze dosyć na zaspokojenie pańskiej usługi.
Ambroży. Panie Pielesz, co pana właściwie upoważnia do obrażania mnie? Padasz pan ofiarą niesprawiedliwości, a nie umiesz być względem mnie sprawiedliwym. Chciej pan pojąć, że obok człowieka, domagającego się bezwzględnie słusznych praw, musi być inny, równie uczciwy, rachujący się z koniecznością bezprawia. Nie przychodzę do pana jako przekupiony, ale jako wolny od wszelkich złudzeń.
Michał (posępnie). I ja ich już nie mam.
Ambroży. Wierzysz pan jednak, że można otrzymać tyle, ile pan żądasz. Ażeby panu zadość uczynić, potrzebaby zmienić cały ustrój państwa, ludzi, ich przodków, całą wreszcie historyę, która obecny stan wytworzyła. Czyż to jest możliwem, czy podobna, ażeby jedno źle dopasowane kółko zdołało zgnieść całą maszynę, zamiast być przez nią zgniecione? Wojewoda odebrał panu gwałtem dobra, które pan nabyłeś; zajechał te, które pan w spadku po ojcu dostałeś; do jednych i do drugich nie ma żadnego prawa, bezwątpienia; ale dla odzyskania ich i ukarania go potrzeba, żeby nie było u nas zwyczaju zajazdów, żeby spory