Strona:Pisma VI (Aleksander Świętochowski).djvu/128

Ta strona została uwierzytelniona.

rozstrzygały się sądem nie bijatyką, żeby trybunały nie były przedajne, żeby przed prawem korzył się nie tylko słaby lecz i silny, żeby ono posiadało środki wykonywania swych wyroków; słowem, dla zadowolenia pana potrzeba, żeby powstało u nas to, co nie istnieje, a znikło to, co istnieje.
Michał (ironicznie). W trybunale pewnie pan tego tak pięknie nie wyłożyłeś i dla mnie zachowałeś całą swoją wymowę, chociaż nie dla przekonania mnie ją wynająłem.
Ambroży. I ja nie wynająłem dla siebie pańskiej niegrzeczności.
Michał. Wybacz ją pan, wybacz, tak licznymi otoczony jestem wrogami, że nie mogę w nikim widzieć przyjaciela.
Ambroży. Tyle ufności nie wymagam, pragnę tylko, żebyś pan uznał we mnie całkiem obojętnego pośrednika.
Michał. Nigdy pośrednika, bo żadna moc mnie z tym bandytą pogodzić nie może. Straszysz pan, że gdyby nawet wydali słuszny wyrok, nikt go nie wykona: niechaj wydadzą.
Ambroży. Kiedy i to bardzo wątpliwe. Jak panu wiadomo, wojewoda zajechał pański dziedziczny majątek z tego tytułu, że pan nie jesteś synem swojego ojca i że dobra powinny przejść na pańskiego stryjecznego brata, opoja i włóczęgę, od którego prawo do spadku nabył.