Michał. Odszczeka tę potwarz pies, odszczeka.
Ambroży. Sto lat już nikt nie odszczekiwał, chociaż wielu potwarze rzucało, a tem mniej spodziewać się tego można w sprawie z wojewodą, na którego skinienie czeka więcej żołnierzy, niż ma cała Rzeczpospolita.
Michał. Więc oni podli ze strachu na słowo oszczerstwu uwierzą?
Ambroży. Niestety, panie, nie na słowo: wojewoda przedstawił urzędowy akt śmierci ojca pańskiego w Gdańsku spisany, którego data dowodzi, że Stanisław Pielesz, pułkownik w armi Leszczyńskiego, zginął wcześniej, niż pańskie z niego urodzenie wymaga.
Michał. Łże podły oszust! Żyją jeszcze towarzysze broni mojego ojca, którzy o dniu jego śmierci zaświadczą! Ha! dosyć, nie będę czekał sprawiedliwości sam ją sobie na nim wymierzę (chce biedz).
Ambroży (powstrzymując go). Rozwagi więcej, panie; gwałtownością niczego pan nie dokażesz a przegrasz niewątpliwie sprawę, którą trybunał właśnie w tej chwili rozstrzyga.
Michał. Dobrze, zostanę, tylko nie wspominaj mi pan o żadnych propozycyach tego zbrodniarza, lecz biegnij do sądu i uwiadom mnie natychmiast o zapadłym wyroku (siada pognębiony). Czemu mi krew tylko się burzy a nie upływa! Czekam pana.
Ambroży. Niedługo (wychodząc we drzwiach spotyka Marka).
Strona:Pisma VI (Aleksander Świętochowski).djvu/129
Ta strona została uwierzytelniona.