Strona:Pisma VI (Aleksander Świętochowski).djvu/133

Ta strona została uwierzytelniona.

katuszą, na którą chyba waryat dobrowolnie się skazuje. Wolałabym nie żyć, niż w łachmanach na barłogu doczekać dnia sądnego.
Marek. Bon sos!
Michał. Ależ nie obawiaj się tego. Najprzód sprawa moja jest jak łza czysta, powtóre zjednałem sobie wielu deputatów, którzy uroczyście przyrzekli, że do pokrzywdzenia mnie nie dopuszczą. Sam wojewoda to przeczuwa, skoro przysyłał z propozycyą zgody. Lada chwila nadejdzie patron i pomyślną wiadomość nam przyniesie (wchodzi Ambroży).

SCENAVIII.
Ciż i Ambroży.

Michał. Zwyciężyliśmy, prawda? Pociesz że pan moją żonę.
Ambroży. Na podstawie aktu, przekonywającego o nieprawnem urodzeniu pańskiem, trybunał skazał pana na pozbawienie praw szlacheckich i wywłaszczenie z majątków dziedzicznych, które przyznał wojewodzie.
Michał. Zgiń powietrze z przed ust, które ten nikczemny wyrok wydały! Bodaj pierwszy piorun ich przedajne łby potrzaskał! Bodajby im wszystko w przestrzeni na pieniądz się zamieniło! Bodaj im dzieci po to tylko się rodziły, ażeby przekląwszy swych ojców umierały! O, płody gwałtu i chciwości! Gdyby dla osądzenia mnie wypuszczono najdziksze zwierzęta