Strona:Pisma VI (Aleksander Świętochowski).djvu/136

Ta strona została uwierzytelniona.

zagona: na mnie tylko włosy rosną, których nie będziesz żął i młócił.
Michał. Zbierz, co do mnie i ciebie należy.
Marek (kładąc rzeczy do tłomoczka). Mamy gdzie jaki dom?
Michał. Znajdziemy.
Marek. A czem się będziemy trudnić? Ja umiem szyć trzewiki, a ty ojczulku naucz się od częstochowskich żołnierzy robić pończoch, zaczniemy niemców ubierać. Ciasne trzeba im sprzedawać, prędzej się podrą a my więcej zyskamy. Dziesięć palców jednego żołądka nie napełni. Dobrze nam tak! Po co pan Pielesz złe broił, po co się żenił z panną, którą chciał dostać wojewoda, po co skarżył go za gwałty do sądów! Czy nie wiedziałeś ojczulku, że bogini sprawiedliwości ma zawiązane oczy, więc umizga się do tych tylko, u których dźwięk dukatów w kieszeniach słyszy? Czy ci nie mówiłem: u nas wolność jest po to, ażeby jeden drugiego mógł swobodnie napaść? Cnota, jak każdy klejnot, ma wartość tylko w obiegu, a u nas z niego wycofana. Chciało się panu Pieleszowi porządek w kraju zaprowadzać, prawa obywatelskie zabezpieczać, panów kiełznać, powagę sądów wzmacniać, ustawy przerabiać — ot masz! Przerobili dziedzica dwustu włók na przyjaciela błazna. Zaraz mamy się wybrać w drogę?
Michał. Zaraz.
Marek. Albo nie należało kupić sobie jakiegoś urzę-